Dzisiejszy wpis będzie z kilku powodów trochę inny niż większość na tym blogu. Jedna, oczywista przyczyna jest taka, że został on już w całości opublikowany na zaprzyjaźnionym portalu vokalni.pl, gdzie od pewnego czasu ukazują się skróty i odnośniki do wpisów pojawiających się na Zakamarkach.
Drugi powód jest taki, że tematyka tego artykułu delikatnie odbiega od tej czysto realizacyjnej (choć nadal pozostajemy w rejonach tworzenia muzyki).
A trzecią zmienną jest fakt, że niejednokrotnie byłem przez Was pytany o to, jak uczynić swoje utwory jeszcze bardziej interesującymi.
Na takie pytanie, jak się domyślacie, nie ma standardowej i jednej odpowiedzi, bo możliwości jest tu setki, gatunków muzycznych pewnie drugie tyle, a i każdy ma inne preferencje, doświadczenia muzyczne, upodobania, co innego nas w muzyce kręci i wiele, wiele innych.
Dlatego w artykule postaram się przybliżyć Wam kilka ciekawych metod, po zastosowaniu których Wasze utwory nabiorą trochę więcej rumieńców, chwycą uwagę słuchaczy, a może nawet pozwolą wyjść z Waszymi utworami na szersze wody, czego oczywiście z całego serca życzę.
I jeszcze na siłę jeden powód dorzucę – dzisiejszy wpis ma okrągły numerek 200.
Aby rzucić okiem na proponowane przeze mnie zabiegi, przenieście się TUTAJ i nie wahajcie zostawić po sobie śladu w postaci komentarzy.
świetnie, że powiedziałeś o loopach perkusyjnych, bo to święta prawda i niemalże zawsze pomijany aspekt w muzyce (ogółem). kiedy słyszę monotonne bębny, to serce mi krwawi (a cielęce serce jest bardzo wrażliwe i delikatne :-D)
Nikt chyba nie przepada za monotonną partią czterotaktową, która niezmiennie łupie przez cały kawałek… Dbaj o swoje serce 😉
dlatego z zespołem eksperymentujemy ostatnio z łączeniem 5/4 z 4/4, bo w zasadzie jest to niespotykane 😀
Posluchaj Dream Theater – tam trudno znalezc 4/4… 😉
DT chyba zbyt mocno do serca sobie wzięli słowa o nie graniu zbyt prosto i trochę ich poniosło 😉
Tez uwazam ze ostatnia plyta jest “plastikowa”.
tylko “trochę” ich poniosło 😀
owszem, można grać prosto i fajnie, ale prostacko i fajnie, to już nie bardzo. fajne są utwory, gdzie są proste melodie i rytmy, ale przez połączenie kilku takich prostych “melo-rytmów” tworzy się dobry aranż
‘Przedobrzyc’ mozna w obie strony – raz prostactwo, a raz przesadna wirtuozeria 😉
bardzo dobry ten artykuł. czekam na wiecej, bo ostatnio zauwazam, ze chyba najwiecej problemow to mam wlasnie z aranzacja w swoich piosenkach.
Bardzo wiele osób ma ten problem 🙂 I to nie tylko początkujących. Trzeba dużo słuchać, umieć analizować układy utworów, etc. To wszystko wraca z nawiązką, jak zaczynamy komponować własne rzeczy.
A ja jak do tej pory nie zacząłem nawet aranzaować samodzielnie – jakoś się tego boje bo mam mało czasu i boję się że moze za mocno mnie to wciągnąć. Na razie męcze się z nagrywaniem wokali i dalej czuje że nie najlepiej mi to idzie w porównaniu do osób które nawet nie maja żadnej szkoły muzycznej, a robią to rewelacyjnie. Zawsze marzyło mi się robienie swojej muzy w klimatach takich jak lubię jednak to jeszcze chyba dla mnie za wcześnie. Może jak się w końcu ożenie to mnie baba z domu nie wypuści i będę to robił z nadmiaru czasu. Ale czytało mi się to naprawde dobrze 🙂 Pozdrawiam
Piękna puenta 🙂 Acz śmiem podejrzewać, że baba to Cię nie będzie w domu trzymała po to, żebyś sobie do woli komponował 😀
A co do aranżacji – nie ma się czeg bać, zacznij od wnikliwej analizy swojej ulubionej muzyki – rozpisz układy, podziały, instrumentarium, etc., wyciągnij wnioski i później próbuj stosować podobne techniki we własnych kawałkach.
nie ma czegoś takiego jak boję się 😛 rób. po prostu. z biegem czasu wyrobisz sobie słuch i pewne prawidłowe odruchy. przy czym zanim to się stanie popełnisz milion błędów, z których wyciągniesz bilion wniosków na przyszłość 😉 ja jak zaczynałem nie miałem bladego pojęcia o kompozycji, aranżacji, czy nawet zasadzie działania procesorów dźwięku. jedyne co miałem to jakieś blade wspomnienie gry na fortepianie ze szkoły muzycznej (nie, nie ukończyłem jej
). nawiasem mówiąc, jakieś pół godziny temu odkopałem na dysku folder ze swoimi starymi wypocinami. no, co mam radochę ze słuchania tego to mało
chyba wszystkie możliwe błędy były popełnione. a już na pewno te co Łukasz wypisał w tym poście. Monotonne bębny, instrumenty grające coś czego nie da się zagrać w naturze, 5 minut w kółko tych samych pętli i wszystko utopione w reverbie
jesuu jak ja to lubie 😈
ja tez mam gdzieś zakopane takie stare taśmy… 🙂
Te stare własne utwory to mają dobrą wartość pedagogiczną, bo pokazują jak doświadczenie rośnie 😉
True story 😉
No to 200 lat z okazji okrągłego wpisu 😀 Wiem, że już o tym kiedyś pisałeś ale prostą metodą uatrakcyjnienia utworów jest też zabawa z poziomem albo przeplatanie ze sobą “gęstszych” i “rzadszych” partii. Chociaż może to oczywista oczywistość więc nie warto wspominać.
Myślę, że każdy mały ruch czy element potrafi uatrakcyjnić nasze utwory.
a co sądzicie o zmianie tonacji np. w refrenie albo w drugiej zwrotce? dało by się to tak wykonać, żeby słuchacz nie doznał szoku? ;]
W artykule bardziej chodziło mi o to, żeby od początku zacząć pisać utwór w innej tonacji niż robimy to zwykle, żeby wyjść ze schematu. Co do zmiany tonacji w trakcie trwania utworu, to da się to zrobić bez szoku, tylko trzeba wiedzieć (i słyszeć), co zabrzmi dobrze, a co źle. Kombinacji jest tu setki. Ale akurat nie ryzykowałbym czegoś takiego, że 1 zwrotka jest w innej tonacji niż 2 – to byłby chaos, a słuchacz średnio by wiedział, o co chodzi, bo nie miałby się do czego odnieść – powtórzenia w muzyce też są potrzebne.
http://www.youtube.com/watch?v=XobHupqgNu4 akurat tutaaj masy pol utworu w C# dur a drugie pol w D# dur o ile sie nie myle.Chodzi o to by tonacje zmieniac po coś, a nie dla tego ze można.
Wszystko się robi po coś i tylko jeśli ma to sens 🙂
Jesli operowanie harmonia jest na takim poziomie, alby płynnie przejsc z jednej tonacji do innej, to wydaje mi sie atrakcyjnym rozwiazaniem.